poniedziałek, 2 września 2013

MĄdroŚĆ niepoznana



Chcąc poruszyć ten temat, zacznę od pewnej niedawnej sprawy. Moja osiemnastoletnia kuzynka przechodzi kłopoty sercowe. Jak wiadomo – cierpi i wzdycha. I ma pretensje do mnie, że jej nie wspieram. Ależ wspieram. Jestem przy niej, pocieszam. Ale trudno mi służyć komuś pocieszeniem niekoniecznie zgodnym z moimi przekonaniami, byle tylko spełnić oczekiwania tej drugiej strony. Cóż mogę młodemu dziewczęciu powiedzieć, skoro sprawa z danym chłopakiem przekreślona i na happy end nie ma co liczyć? Przecież w tym przypadku nie powiem jej, że ma o niego walczyć, bo zwyczajnie nie ma o co. Słowa „zapomnij o tym, niedługo pojawi się ktoś inny, lepszy” – wydają się być okrutne. A taka właśnie prawda. Skąd o tym wiem? Ano stąd, że sama miałam tyle lat, co ona i sama przeżyłam podobne chwile. I tak samo cierpiałam i naiwnie wierzyłam, że da się cofnąć czas…
Szczerze mówiąc, tak z lekkim uśmieszkiem patrzę na te do nieprzytomności zakochane pary nastolatków, którzy deklarują sobie miłość po wieczność. Nie to, że nie wierzę w miłość, która potrafi przetrwać tak długo. Po prostu wiem, że w większości przypadków to się nie udaje. Skąd to wiem? Bo patrzę na to z perspektywy czasu. I nie chodzi tylko o moje osobiste doświadczenia. Po prostu zdaję sobie sprawę, że kiedy człowiek jest zakochany, to świata nie widzi poza tą jedną osobą. A uczucia i emocje młodych ludzi należy mnożyć przez tysiąc.

piątek, 30 sierpnia 2013

Sen Gastrii

Jestem na stacji kolejowej z mamą. Mamy gdzieś jechać, ale coś jest nie tak z pociągami. zatrzymują się w szczerym polu, a tory porośnięte są wysoką trawą lub krzakami. Ta stacja kolejowa jest gdzieś pod dużym wiaduktem. My czekamy na swój pociąg, ale przyjeżdżają nie te, które powinny. Ludzie wsiadają z poziomu ziemi. Pan motorniczego ubranego w stary mundur konduktorski, kiedy nasz pociąg nadjedzie powiedział, że niedługo, ale wpierw puszczą stare modele lokomotyw. Zapowiedział to również przez megafon, że to będzie atrakcja, bo normalnie one nie jeżdżą już. Widziałam 2 stare parowe lokomotywy, byłam tym podekscytowana. Potem przeszłyśmy na drugą stronę tych torów zważając , czy jedzie jakiś pociąg czy nie. Owszem jechał, ale abrdzo daleko, wiec szybko żeśmy przeszły. Wsiadłyśmy do pociągu, ale jemu skończyły się tory. wyjrzałam przez okno i widziałam, że pociąg jedzie normalnie po drodze, lecz maszynista zawraca i chce wjechać na torowisko. Pamiętam scenerię - pociagi podmiejskie takie jakie jeżdżą teraz  albo same jeździły, albo były doczepione do nowszych lub tych starych lokomotyw, które je ciągnęły. Stacja w szczerym polu, ale blisko rozjezdni pociągów, bo było dużo tych torów, do tego rosły wysokie topole, wzdłuż tej drogi, po której jechał przez pewien moment nasz pociąg. Po tym jak wjechał na właściwy tor sen się zmienił.
[...]
Teraz sen przenosi mnie na brzeg, widze ze prom przycumowany. Pomyslalam, ze mezowi udalo sie poprosic kapitana. Wychdoze na brzeg i widze grupke dzieci, zagladam do nich, ale rzadne z nich to siostrzeniec meza. Podchodzi do mnie jednak dziewczynka w wieku ok 8-10 lat i pyta mnie: "Szukasz tego chłopca?", potwierdzam skinieniem głowy. Onba na to "to chodź poszukamy go razem". Szukamy, wchodzimy gdzies niedaleko promu, ale nie ma go, w pewnym momencie wchodzimy na prom, gdyz ten musi juz odplywac. W torbie papierowej, ktora nagle mi sie pojawia, slysze dziwny pisk i ruch. Otwieram i mowie tej dziewczynce, "a co to może być"? Patrzę a to pisklę ptaka kiwi, bardzo duże i wyrośnięte, mówię jej "nie mozemy go zbarac, trzeba go wypuscic". wypuszczam ptaka, aczklwiek, on na mnie patrzy i mam wrazenie, ze zacznie za mna chodzic jak za matką. W pewnym momencie dziewczynka mowi "dajmy mu cos do zjedzenia" i rzudca sie do starego drzewa, ktore tu rosnie, w jego podsdtawie jest spróchniała dziura i tam siedzi duzy wij wielkosci 20 cm. Wiem, ze jest on niebezpieczny, mowie jej, nie bierz tego, nie dotykaj", ale ona wykopuje butem tego wija, wij leci i laduje na mojej głowie, krzyczę do niej "zdejmij mi go szybko!", ale wij miota sie zaplatany w moje wlosy, czuje jak rysuje ostrymi kolcami moja skórę glowy. W końcu udaje sie dziewczynce go wyplatac, ale spada na moja szyje i zaciska sie czesiowo na szyiu i na moim prawym policzku i czuje jak wciskaja sie kolce w moja skore. Mowie jej "odczep go szybko!". Jakims cudem odczepia go, jestem wpanice, uciekam stamtad. Potem mowie tej dziewczyce: "oszalałas, on jest bardso niebezpieczny, bardzo jadowity, dzieki Bogu mnie nie ukasil, inaczej trafilabym do spzitala na minimum 14 godzin. Nie dotykaj go nigdy, mogłam umrzeć!". Jestesmy na promie, dziewczynka znika, a pojawia sie moja mama zplakalna, widze ja w towarzystwie obcych ludzi, cos wspolnie jedza, a moja mam pije jakis owocowy koktajl. Pytam jej sie co z malym, a ona mowi "nie znalezli go jeszcze, pewnie sie utopil". Mama placze, a ja sie zastanawiam jak my teraz powiemy o tym jego mamie, czyli mojej szwagierce...

wtorek, 27 sierpnia 2013

wielkie proroctwa

Tytuł tego wpisu jest oczywiście okraszony lekką kpiną, ale rzeczywiście muszę przyznać, że za każdym razem, gdy spotykam się z daną sytuacją (a zdarza się to w ok. 95% przypadków), czuję się, jakbym twarzą odbijała się od poduszki powietrznej w samochodzie.
O co chodzi? Otóż o przeświadczenie masy ludzi, że ich sny są 'prorocze /prekognicyjne /wieszcze'. Jakiejkolwiek używając tu nomenklatury - w internecie panuje powszechny mit, że każdy sen się spełni, znaczy coś niewyobrażalnie istotnego, w jakiś sposób wpłynie na przyszłość.
Nie ludzie. To tak nie działa. Owszem, sny mają ogromne znaczenie dla naszej psychiki, naszej świadomości i samopoczucia, ale to, że obraz senny był piękny, albo przerażający jeszcze nie świadczy o tym, że to się musi ziścić! Trochę pokory i zdrowego rozsądku.

w zawieszeniu

Lubię czasem wystawać w oknie. Nawet często mi się zdarza. Praktycznie za każdym razem przechodząc obok okna, zatrzymuję się, żeby popatrzeć. Niczemu się nie przypatruję, nikogo nie czekam. Po prostu stoję i patrzę. Może i mój widok z okna jest dość ograniczony. Może i nic się nie dzieje, ale ja właśnie na tę nicość lubię patrzeć. Na ten niewielki kawałek świata, który nie ma pojęcia o moim istnieniu. Na sklep z farbami naprzeciwko. Na Nostromo, które chyba już od dawna nie funkcjonuje… Na puste martwe samochody zaparkowane wzdłuż trawnika. Na wielką jemiołę przyrośniętą do gałęzi dwadzieścia metrów nad ziemią. Tyle ludzi tędy przechodzi i nikt nawet nie wie, że tu wisi taka jemioła… Że ja stoję i patrzę. Bez wyrazu. Bez emocji. Tak dla samego patrzenia. Na te odległe światła ulic. Domów.. Jest wieczór. Czasem przejedzie samochód. Przejdzie jakiś człowiek. Właściwie postać, bo przecież nie widzę dokładnie… Szybki krok pani na obcasach..
Głośna dyskusja podchmielonych panów… Samotne dźwięki zabijające ciszę. Tę ciszę, która brzmi tak pięknie. Tak spokojnie. Idealnie. A przecież mieszkam na jednej z najbardziej ruchliwych ulic w mieście. A teraz… nie ma nic. Tylko moje oczy wbite gdzieś w przestrzeń... Powoli staję się częścią tej nicości. Tej pustki. Chyba tego potrzebuję. I dlatego tak często wpatruję się w to okno. Żeby poczuć się jak kolejny stały element krajobrazu. Jak ta jemioła. Jak coś, co jest tu od zawsze, ale nie ma większej wartości.
To nie jest melancholia, to sentyment. Niespokojna dusza najbardziej potrzebuje chwili kontemplacji. Wyciszenia, uziemienia. Najcenniejsze są właśnie te chwile, kiedy odrywam się od rzeczywistości, od nerwów, radości, żalu i uśmiechu. Od wszystkich emocji. Lubię być ciszą.

brak snów

Bardzo często spotykam się z twierdzeniem "nic mi się nie śni". Pewnie sami niejednokrotnie słyszeliście takie słowa, być może sami je powtarzacie. Radziłabym jednak zamienić to twierdzenie na "nie pamiętam swoich snów" - jest zdecydowanie bardziej właściwe.To, że nie pamiętamy, co nam się śniło zeszłej nocy - nie znaczy, że nic nam się nie śniło.

Wystarczy zrozumieć, czym jest i na jakiej zasadzie funkcjonuje zjawisko marzeń sennych.
Istnienie marzeń sennych jest naturalnym, medycznie potwierdzonym zjawiskiem – tak jak naturalne jest zasypianie. Śnimy podczas fazy REM, która jest nieodłączną częścią cyklu sennego. Zwykle każdy człowiek, który zasypia i przesypia przynajmniej 100 minut, przechodzi fazę REM, a co za tym idzie – podczas snu występują u niego marzenia senne. W przypadku, gdy nie występuje faza REM (co można potwierdzić jedynie badaniami EOG, EMG i EEG), może to świadczyć o poważnych zaburzeniach snu, zaburzeniach zdrowotnych, a nawet w pracy mózgu.
To są na szczęście skrajne przypadki (nawet ludzie chorzy neurologicznie mają sny), dlatego można śmiało uznać, że każdy, kto śpi – śni.
Często bywa tak, że choć zwykle przypominamy sobie sny co noc (właściwie co poranek) – przychodzi taki okres, że kompletnie nie pamiętamy żadnego snu. Dochodzimy nawet do wniosku, że przez dane kilka dni nic nam się nie śni.
To normalne i zdrowe zjawisko. Psychika musi odpocząć. ‘Zresetować się’. Nie wertować swojej głębi codziennie. Konieczność, czy możliwość wystąpienia takiej sytuacji powinniśmy zaakceptować i uszanować.
Takie okresy ‘pustki’ zwykle zdarzają się w czasie wzmożonego przemęczenia, kiedy po całym dniu ‘padamy na twarz’, często w okresie depresji, lub ciągłego stresu – ogólnie wtedy, kiedy jesteśmy wykończeni psychicznie, kiedy nieświadomie potrzebujemy ‘wyłączenia się’, wyłączenia myślenia, skupienia, emocji.

sny - słowem wstĘpu

Tworząc ten blog, nastawiłam się na obalanie ezoterycznych mitów dotyczących śnienia. O co chodzi? Osoby niezorientowane w światku ezoteryków mogą nie wiedzieć, że panuje tam taka dobijająca atmosfera 'mistycymu'. Otóż ezoterycy *w tych czasach jest to już głównie grupa nastolatków, lub post-nastolatków, wychowanych w dobie internetu i japońskich kreskówek, a także przeświadczonych, że wystarczy być odpowiednio 'rozwiniętym duchowo', by mieć władzę nad żywiołami [sic!]* wzdłuż i w poprzek internetu klepią wyimaginowane przekonanie będące miksem faktycznych magicznych spostrzeżeń innych ludzi (popartych ich doświadczeniem) i szczypty poznawanej przez lata (znowu przez innych ludzi) psychologii snów popartej naukowo.

Najgorsze (lub najśmieszniejsze) w tym wszystkim jest to, że dyrdymały na temat snów są kopiowane w całym internecie i osiągnęły już status 'prawdy potwierdzonej dowodami'.
Przykłady mitów? Proszę bardzo: wystarczy przed snem poprosić kosmos, by dał nam odpowiedź na pytanie odnośnie drugiej osoby (co o nas myśli, co czuje, itp.), lub naszej przyszłości w jakiejś sprawie - i oto we śnie ukaże się odpowiedź. 
 Co mnie powala, co sny, których się naczytałam na forach internetowych - totalnie z dupy, nijak nawet nie nawiązujących do pytania sprzed zaśnięcia - a jednak taki człowiek potem śmiertelnie PEWIEN, że w tym śnie jest odpowiedź (tylko ni cholery on sam, ani nikt inny nie potrafi jej w tym śnie odczytać), jest w stanie się wykłócać o prawdziwość swojego przekonania.

To jest tylko przykład mitów sennych. Kolejne, myślę, że będę poruszać w bieżących postach. Ten blog zdecydowanie nie ma charakteru instruktażowego, nauczającego. Raczej pouczający, nakierowujący na właściwy tok rozumowania i nawołujący do wykazania się choć szczątkową ilością zdrowego rozsądku.

(Nie)ŚwiadomoŚĆ własnego wyglĄdu

Ostatnio naszła mnie pewna myśl... Spotkałam na ulicy pewną dziewczynę. Młoda, pewnie uczennica, bardzo ładna, ładnie ubrana, zadbana do najmniejszego szczegółu. Włosy piękne, długie, rozpuszczone. Modnie natapirowane (pewnie tona lakieru zeszła), długa grzywka, również natapirowana, w niedbały sposób 'zarzucona' do tyłu. Niby efekt robiący wrażenie. A jednak, dziewczę szczuplutkie, drobniutkie z bardzo pociągłą twarzą - wręcz przesadnie wydłużoną. Grzywka zaczesana do tyłu jeszcze tę pociągłość twarzy pogłębia, tak, że pierwsze, co się rzuca w oczy patrząc na tę - nie da się ukryć - atrakcyjną dziewczynę, to 'końska' twarz.

I to mnie skłoniło do pewnej refleksji. Nie jestem jeszcze tak stara, a jednak pamiętam, że 'w moich czasach' każda dziewczyna miała świadomość swojego ciała, swoich mankamentów. Niezależnie od tego, czy było to przyczyną kompleksów, wstydu, czy nie robiło wrażenia na właścicielce - kobiety potrafiły w odpowiedni sposób traktować ów mankament. I tak właśnie na przykładzie przesadnie pociągłej twarzy - oczywistym było, żeby fryzurą tę nadwyżkę kompensować. I od razu tłumaczę: nie chodzi mi o zakrywanie, chowanie się po kątach ze swoimi wadami, a o zwyczajne maskowanie, optyczne niwelowanie niedoskonałości.

Zastanawiam się, co powoduje dziewczynami w dzisiejszych czasach. Gonią za modą nie bacząc na ewentualne oszpecenie się. Wiem, że głównie chodzi o to, żeby nie mieć kompleksów, żeby kochać siebie, itd., ale chyba zmierzamy (globalnie) ku jakiemuś, niekoniecznie dobremu narcystycznemu ekshibicjonizmowi.